Rozpoczęły się Igrzyska Olimpijskie w Rio 2016. Dwa tygodnie zmagań sportowych na najwyższym poziomie. Gdybym mógł nie ruszałbym się przed telewizora nawet o krok. W sobotę niesamowitych emocji i wrażeń dostarczyli nam nasi kolaże. I choć sercem bliżej mi do Mai Włoszczowskiej niż do morderczych dystansów jazdy po szosie, to jednak nie można nie napisać o ogromnym sukcesie Rafała Majki.
Rywalizacja kolarska ze startu wspólnego w tegorocznych igrzyskach odbywała się na wyjątkowo ciężkiej trasie. Wielu ekspertów określało ją mianem najcięższej od wielu lat. Pierwsze 150 km odbywało się po stosunkowo płaskim terenie. Na tym etapie kolaże zmagali się przede wszystkim z podmuchami bocznego wiatru oraz pokonywali powtarzający się sektor bruku. Drugi etap stanowił podjazd Vista Chinesa (8,9 kilometra, 6,2%), pokonywany aż trzykrotnie. Tak skonstruowana trasa od razu określiła grono faworytów wyścigu. Zostali nimi zawodnicy specjalizujący się w jeździe w wysokich górach: Hiszpanie Alejandro Valverda i Joaquim Rodriguez, Włoch Vincenzo Nibalego, Brytyjczycy Christopher Froome i Adam Yates, Kolumbijczycy Esteban Chaves i Rigobert Uran oraz Rafał Majka. Rafał w aktualnym sezonie wywalczył m.in. koszulkę „najlepszego górala” w Tour de France. Posiadał także silne wsparcie swojego zespołu. I to właśnie dzięki pracy całej polskiej drużyny udało się Majce zdobyć upragniony medal. W morderczym wyścigu Rafała wspierali: Maciej Bodnara, Michał Gołaś oraz rewelacyjny Michał Kwiatkowski, który w perfekcyjnym stylu rozprowadził pierwszy etap wyścigu. Kolarstwo zawsze bardzo mi imponowało, zwłaszcza fakt pracy zespołowej, która przekuwa się na zwycięstwo jednego człowieka.