Wczoraj w mym rodzinnym mieście miały miejsce wielkie emocje. Mój ukochany klub – Legia Warszawa awansował do rozgrywek Ligii Europy z trzeciego miejsca grupy F rozgrywek Champions League. Początki zmagań nie wyglądały, powiedzmy „optymistycznie”. Fakt, że wczoraj mogliśmy się cieszyć z historycznego awansu, w stulecie klubu,§ uważam za fenomenalną sprawę. A wszystko dzięki pracy i wytrwałości.
Początki nie były łatwe. Legia trafiła, można by rzecz, do grupy śmierci. Real Madryt, Borussia Dortmund i Sporting Lizbona to byli rywale warszawskiej drużyny w meczach Ligi Mistrzów. Do mocnych rywali doszły problemy w szatni i konflikt z trenerem Besnikiem Hasim. Przełożyło to na pierwszą przegraną 0:6 z Borusią. Zmiana trenera i wielki powrót Jacka Magiery to strzał w dziesiątkę zarządu Legii.
Magiera z Aleksandrem Vukoviciem naprawili relacje w drużynie. Metodą małych kroczków i ciężką pracą przywrócili wiarę piłkarzom w ich możliwości. Legia w Lidze Mistrzów grała odważnie, dzięki czemu zawodnicy przekonali się, że nawet z najlepszymi piłkarzami Europy potrafią grać jak równy z równym. Efekty tej strategii mogliśmy podziwiać wczoraj wieczorem na Stadionie Miejskim Legii Warszawa im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, gdzie stołeczna drużyna podejmowała Sporting Lizbona. Po niezwykle emocjonującym meczu, gdzie piłkarze Legii grali na 100% zarówno w ofensywie jak i defensywie, warszawska drużyna wyniosła zwycięstwo 1:0. Tak więc Legia żegna się z Ligią Mistrzów, w tym roku jeszcze poza jej zasięgiem, ale rozpoczyna kolejną przygodę tym razem w Lidze Europy. Tak trzymać Legia!