Witam wszystkich serdecznie,
postanowiłem podzielić się w tym miejscu wspaniałą przygodą jaką przeżywam, krocząc przez życie z rowerem. A właściwie jadąc nim. Przejechałem już tysiące kilometrów, przeżyłem ciekawe przygody, widziałem wiele różnych miejsc. Aktualnie przemierzam Europę na dwóch kółkach. Lecz nie tylko o tym będzie ten blog. Od maleńkości towarzyszą mi jeszcze dwa zamiłowania: dobra zabawa i muzyka. I uwierzcie mi będzie ciekawie… 🙂
Nie będę pisał tu kim jestem i co robię. Dowiecie się tego z kolejnych postów. Wspomniałem, że kocham muzykę, co więcej sam ją tworzę. Nic na masową skalę, ale i tak jestem z tego bardzo dumny. Zacznę więc od tego jak zrodziła się moja miłość do muzyki. W tym miejscu musimy się cofnąć do lat mego dzieciństwa, kiedy to ma szanowna rodzicielka, postanowiła, pokazać mi czym jest kultura wyższa. Matka z pewnością chciała wyrwać mnie z szarości blokowiska, w którym mieszkaliśmy i towarzystwa, którego zachowanie nie do końca aprobowała. Zabrała zatem 6-letniego łobuza do Filharmonii Narodowej. W niedzielne południe organizowano wówczas specjalny koncert dla małych melomanów. Wycieczka komunikacją miejską do centrum Warszawy stanowiła już duże przeżycie dla praskiego dzieciaka. Lecz sam koncert, najwyższa jakość nagłośnienia, perfekcyjne dźwięki, oszałamiająca muzyka po prostu powaliły mnie na kolana. Odtąd regularnie odwiedzaliśmy Filharmonię Narodową, a ja rozkoszowałem się perfekcyjnym brzmieniem utworów światowych klasyków. Matka wkrótce zaczęła nazywać mnie małym audiofilem, gdyż z umiłowaniem i pieczołowitością wsłuchiwałem się w każdą nutę. Nie była również zaskoczona, gdy w niecały rok później poprosiłem o swój pierwszy instrument – gitarę…